Do strony tytułowej

  Parafia Strachocka  

  Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli  

  Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej  

  Informacje dla pielgrzymujących do Strachociny  

  Mówi ksiądz Proboszcz, Józef Niżnik  

Mówi Ksiądz Proboszcz

Święty ze Strachociny Czy Patron Polski? Kazanie z czerwca 2003 Referat w Warszawie 2004 Spotkanie z Patronem O ks. Proboszczu

krzyż

Kazanie wygłoszone 10 kwietnia 2009 r. w Wielki Piątek w Kostarowcach     

Oto drzewo krzyża na którym zawisło zbawienie świata - pójdźmy z pokłonem 

 

1.     Przeczytana przed chwilą Męka Pana Jezusa w relacji św. Jana ma nam nie tylko przypomnieć wydarzenia z przed dwu tysięcy lat, ale w świetle tych wydarzeń każdy z nas ma popatrzeć na siebie i rozważyć: czy czasem Jezus przez mnie nie został ukrzyżowany. I choć to, co mówię wydaje się niedorzeczne, a może nawet i głupie, to by zrozumieć sens tego, co powiedziałem posłuchajmy pewnej relacji Władysława, który opisał własne przeżycie nabożeństwa wielkopiątkowego.

2.     Oto jego relacja. Poszedłem, jak co roku w Wielki Piątek do kościoła na nabożeństwo wielkopiątkowe. Zresztą nie wyobrażam sobie, by w tak ważnym dniu chrześcijanin mógł pozostać w domu bez poważnej przyczyny i nie być na tym nabożeństwie. W naszej parafii raczej wszyscy chodzą do kościoła. Z tym nie ma problemu. Ale powracam do tego, co stało się ze mną podczas adoracji krzyża. A stało się coś, co odmieniło całkowicie dotychczasowe moje życie. Nim jednak napiszę, jak to się stało, wpierw podzielę się tym, jak było dotychczas. Szedłem do kościoła, ale prawie nigdy do tego kościoła nie wchodziłem. Mieliśmy w kilku kolegów ulubione miejsce wśród starych drzew rosnących przy kościele. Nawet w porze zimowej tam żeśmy stali. Kilka drzew rosło blisko siebie, co dawało bezpieczeństwo, że nawet nikt na nas nie zwracał uwagi. A myśmy, prawie co niedziela żeśmy przestali, pogadali i wracali do domu. I oto ten Wielki Piątek, który odmienił moje życie. Był rok 2004. W Wielki Piątek było wtedy bardzo zimno, a na dodatek padał śnieg z deszczem. Nie było wyjścia, trzeba było wejść do kościoła. Z kolegami weszliśmy do przedsionka. Ale nawet nie wiem kiedy, jak zostałem stamtąd wepchnięty do wnętrza kościoła. Dziwnie się zacząłem czuć. Chciałem się wycofać, ale nie było jak, wokół mnie tylko ludzie. Dłużyło mi się bardzo. Nawet poczułem na siebie gniew, żem taki stary, a taki głupi. Lepiej było w zimnie i deszczu, aniżeli tutaj w tym smrodzie, bo stała przy mnie jakaś młoda wyperfumowana dziewczyna i aż dech mi zatykało. Ale, co zrobić trzeba jakoś było to znieść Wyjść się wstydziłem. Ale tak mnie wszystko podczas tego nabożeństwa denerwowało, że wydawało mi się, iż zwariuję. Najbardziej denerwowało mnie kazanie w którym ksiądz obwiniał ludzi, że to z powodu ich grzechów, Jezus umarł na krzyżu. Myślałem, jak tak można mówić: przecież mnie tam nie było, gdy Jezusa ukrzyżowano. Gdybym w tym momencie mógł założyć słuchawki na uszy, to bym to natychmiast zrobił. Takie brednie, każdego by zdenerwowały. Ale cóż musiałem to znieść. Po kazaniu były modlitwy, a po nich zaczęło się zdejmowanie z krzyża okrycia. Ksiądz śpiewał, a myśmy musieli klękać i wstawać. A mnie przecież tak nogi bolały. Ale stać nie mogłem, bo bym  wystawił się na pośmiewisko. Więc, robię to, co inni: wstaję i klękam. Raz. Drugi. Trzeci. A potem cisza. Czy coś się stało? – pomyślałem. Więc mimo woli podnoszę swój wzrok na krzyż. I oczom swoim nie wierzę: ja na krzyżu widzę żywego, cierpiącego Jezusa. Nie mogłem długo na Niego patrzeć. Więc znowu swoje oczy skierowałem na posadzkę. Ale po chwili, znowu patrzę w stronę krzyża i teraz już nie odrywam od niego oczu. Mam wrażenie, że Jezus z krzyża patrzy na mnie. I widzę, jak bardzo cierpi. Odczuwam, że cierpi z mego powodu. Widzę krew w Jego oczach, a także całe Jego ciało zakrwawione. Widzę nawet, że ta krew jest taka świeża i poznaję, że ona pojawiła się wtedy, gdy ja podczas nabożeństwa, okazywałem bunt. Ten widok cierpiącego Jezusa na krzyżu i to światło z nieba pozwoliło mi zrozumieć moje zło i wtedy przyszła myśl, że trzeba się  wyspowiadać. Nie czekałem długo. Po nabożeństwie jeden z kapłanów usiadł do konfesjonału. Po spowiedzi, jakby jakiś wielki ciężar spadł mi z serca. Wydawało mi się, że jakby coś ze mnie wyszło. Dzięki temu zrozumiałem, że byłem opętany przez szatana. To on mnie i moich kolegów trzymał na uwięzi. Ale Jezus zwyciężył i dał mi łaskę nowego życia. Obecnie nie wyobrażam sobie, by podczas mszy św. stać pod kościołem. A swoim kolegom mówię, którzy tam pozostali, że bardzo obrażają Boga swoim zachowaniem. Oni wprawdzie ze mnie się śmieją i mówią, żem nawiedzony i zwariował. Ale ja wiem, naprawdę wiem, że byłem wielkim grzesznikiem.

3.     Kochani! W świetle tego świadectwa rozważcie, jak ważny jest dzisiejszy dzień dla naszego chrześcijańskiego życia. W tym dniu, Boże miłosierdzie jest nieskończone dla biednych grzeszników. Trzeba chcieć skorzystać z niego. Trzeba uczynić wszystko, by popatrzeć w stronę Jezusowego krzyża, z którego płynie moc i męstwo w nim jest nasze zwycięstwo. Nie byłoby nawrócenia Władysława podczas wielkopiątkowego nabożeństwa, gdyby pozostał wśród drzew rosnących koło kościoła. To dlatego, że znalazł się w kościele, a podczas adoracji krzyża spojrzał z ciekawością w jego stronę, przyszła łaska. Jezus nim się zainteresował, tak jak kiedyś Zacheuszem w Jerycho.  

4.     Krzyż jest znakiem, który zostawił nam Jezus dla naszego zbawienia. Kto krzyż odgadnie ten nie upadnie. W krzyżu mądrości nauka. To pryz tym znaku św. Jadwiga Królowa odnajdowała moc do wierności Władysławowi Jagielle i znoszenia przeciwności życiowych. To tak znaczący dla św. Andrzeja Boboli jest krzyż, który jako jezuita nosił na swej piersi i wpatrując się w niego, uczył się żyć dla Niego. To dlatego tak ważny jest krzyż w Asyżu z którego przemówił Jezus do św. Franciszka: ratuj mój Kościół. I tak jest z każdym  krzyżem. Tym w naszym domu także. Tylko z krzyżem trzeba obcować i często wpatrywać się w niego. Jakże dobrze rozumiał to św. Filip Nereusz. Dla niego krzyż był książką z której uczył się żyć.

5.     Tego umiłowania krzyża uczono od wieków na polskiej ziemi. Wyrazem tej miłości do krzyża są liczne krzyże, które dostrzegamy od Bałtyku po Giewont. Ludzie stawiają krzyże przy drogach, by przypominał im o Bogu. Stawiają krzyż, by podziękować za opiekę. Stawiają  krzyże na miejscu wypadku i śmierci. Stawiają krzyż na grobach bliskich. Bo każdy krzyż, to znak, który mówi o związkach ludzi z Chrystusem.  

6.     Dziś podczas liturgii będziemy przeżywać adorację krzyża Chrystusowego. Zachęceni słowami kapłana będziemy śpiewać: pójdźmy z pokłonem. Ale dziś do krzyża trzeba podejść z wiarą. Wpierw trzeba na krzyż z wiarą popatrzeć. A potem z wiarą go ucałować. Dotykając się krzyża – dotykamy się Bogu, który na tym krzyżu umarł. On, gdy dotykamy się krzyża pragnie by spełniły się słowa, które sam powiedział: gdy zostanę podwyższony na krzyżu, wszystkich pociągnę do siebie. Chrystus pragnie nas pociągnąć do siebie, ale nie może tego dokonać bez nas. Dlatego tak ważne jest byście dzisiaj zrozumieli to, co zrozumiał wspomniany Władysław. Szukajcie tej łaski.

7.     Trzeba powiedzieć, że wielu dziś postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego. Ta wrogość do krzyża Chrystusowego przejawia się w różny sposób. Dotyczy ona wielu ludzi. Bo takich jak Władysław przed nawróceniem jest wielu. Najgorsze jest to, że oni nie zdają sobie z tego sprawy.

8.     Marek używał narkotyki i pił alkohol. Wielu widziało w nim typowego wiejskiego chuligana. Zresztą trudno się temu dziwić. I oto kiedyś przedawkował. Zobaczył, że zbliża się śmierć. Wtedy podniósł się z łóżka i chwycił się wiszącego nad jego łóżkiem krzyża i zaczyna się modlić i prosić Boga o to, by przeżył. Obiecuje jak przeżyje, że się wyspowiada i zacznie żyć inaczej. Przeżył, ale spowiedź odkłada. Jednak gdzieś w głębi serca nie może zapomnieć o tym, co Bogu obiecał. W końcu poszedł do spowiedzi, ale nie wyznał grzechu, że spożywał narkotyki. Po spowiedzi było mu jeszcze gorzej. Podchodzi jeszcze raz i już teraz jest spowiedź szczera. Ulga. Opuściło go jakieś odrętwienie ciała. Zaczął inaczej żyć.

9.     I to chodzi w tym zetknięciu się dziś z krzyżem Jezusa. Wpierw trzeba uświadomić sobie swój grzech. Zrobić dobre postanowienie, a potem podejść i chwycić się tego krzyża, by uprosić u Jezusa nowe życie. Ono każdemu z nas jest potrzebne. Oby to, co będziemy za chwilę czynili podobało się Bogu i zjednało łaskę zrozumienia swoich grzechów i nawrócenia, a jeśli jest taka wola Boża, to dotknięcie się krzyża niech prowadzi do zdrowia ciała. Amen 

 

 
Do góry strony


 
Tłem jest trawa pochodząca z widoku na Strachocinę wykorzystanego jako tło strony tytułowej.