Pielgrzymi nadziei – są uczniami św. Andrzeja Boboli
/16.05.2025/
1/ Kościół, obecny rok duszpasterski przeżywa pod hasłem Pielgrzymi nadziei. Hasło choć zawiera dwa słowa, to kryje bardzo bogatą treść. Przypomina bowiem chrześcijanom, że są na ziemi pielgrzymami, którzy zdążają do zbawienia i powinni być świadomi, że celem życia jest niebo. To przypomnienie jest potrzebne, bo wyznawcy Chrystusa o tym zapominają. Św. Jan Paweł II mówił, że ludzie żyją tak, jakby Boga nie było, albo jakby Bóg był im niepotrzebny. Ta pokusa żyć jakby Bóg nie istniał grozi każdemu człowiekowi, chrześcijanom także. Diagnozę Świętego Papieża widać w tym, co się dziś dzieje. Rodzice wypisują dzieci z religii, są dzieci, które nie przystępują do I Komunii św., młodzieży nie potrzebny jest sakrament bierzmowania, coraz mniej dzieci i młodzieży widać przy kratkach konfesjonału, a także na Mszy św. niedzielnej i nabożeństwach. A to pokazuje, że Polacy stają się narodem, który zatraca wiarę.
2/ Co więc trzeba robić w tej sytuacji? Czy tylko patrzeć na to, co się dzieje z założonymi rękami i czekać czym to się skończy, obwiniać bliźnich o taki stan rzeczy, narzekać i krytykować, czy podjąć jakieś działania i szukać ratunku?
W święto Andrzeja Boboli, zobaczmy jak on podchodził do takich problemów i jak je rozwiązywał. Przecież sytuacja w jakiej żył była niemniej skomplikowana, jak i dzisiaj. Kościół był podzielony, ludzie skłóceni, obojętni na Boga i Kościół, a nadto na terenach, gdzie duszpasterzował toczyły się wojny.
A więc sytuacja dla duszpasterstwa była bardzo trudna. Jednak św. Andrzej na to, z czym się spotkał nie narzekał, ani nikogo nie oskarżał. Uznał, że w takich warunkach trzeba pracować jakie one są dla Boga i ludzi. I co w tej pracy staje się dla niego ważne?
Daje świadectwo, że Bóg jest jego Panem, a sprawy Boże są dla niego najważniejsze. W tym, co robi jest konkretny i czytelny. Jego świadectwo przynależności do Chrystusa i umiłowaniem Kościoła imponuje zarówno katolikom, jak i prawosławnym. Miłość, jaką darzy spotkanych ludzi, obu wyznań chrześcijańskich toruje im drogę do Jezusa i Jego Kościoła. Zagubieni i zaniedbani duchowo powracają do sakramentów, modlitwy i życia wedle przykazań. Wystarczyło, że znalazł się gorliwy, pokorny, pełen poświęcenia boży kapłan, który był narzędziem w ręku Jezusa, a spotkani ludzie dzięki jego posłudze przyjęli Jezusa i Kościół.
Ale, św. Andrzej nim innym wskazał Jezusa, wpierw sam stał Jego przyjacielem. Osiągnął to dzięki adoracji Najświętszego Sakramentu, osobistej relacji do Matki Bożej i pracę nad sobą. Mając trudny charakter, porywczy temperament uwierzył, że z pomocą Jezusa i Maryi zmieni siebie. I tak też się stało. Ale, ten trud włożony w przemianę siebie pozwolił mu zrozumieć czym jest grzech i poznać moc łaski Bożej. To osobiste doświadczenie pomogło mu rozumieć ludzi grzesznych i przyniosło wiedzę, że każdy z grzechu można się wyzwolić. Z tą nadzieję szedł do ludzi, okazując im zrozumienie i miłość, a owoce jego pracy były błogosławione. Wielu grzeszników się nawróciło i powróciło do wspólnoty Kościoła. Nawet niektórzy prawosławni, którzy go spotkali byli tak poruszeni, że zapragnęli być katolikami. Dlatego nazwano go duszochwatem.
3/ W obecnym czasie, gdy dostrzegamy, że wielu ochrzczonym Bóg i Kościół przestają być potrzebne, co uwidacznia się w tym, że w świątyniach jest coraz mniej wiernych na Mszy św., w seminariach duchownych jest kilku czy kilkunastoma kleryków, nowicjaty zakonne mają kilku kandydatów. Jeszcze nie tak dawno ze zdziwieniem słuchaliśmy o tym, co dzieje się w krajach zachodniej Europy, a dziś ten duch niewiary dotarł do naszej Ojczyzny. I można wobec tego co widzimy i słyszymy, szukać winnych i mieć wzajemne pretensje duchowni do wiernych, a wierni do duchownych, ale czy to coś zmieni?
Dlatego w święto Andrzeja Boboli patrząc na niego, jak zachował się w sytuacji jakiej się znalazł, naśladujmy go w dziele ewangelizacji. Dziś w Polsce potrzebni są kapłani i świeccy, którzy wpatrzeni w św. Andrzeja pomogą zagubionym religijnie ludziom wrócić do Jezusa i Kościoła. W tej pracy nikogo wolno nie przekreślać, nikim nie pogardzić, nikogo też nie odrzucać, ani nikogo nie poniżać, ale okażać im miłość, gdyż w każdym człowieku są ogromne pokłady dobra, które tylko trzeba uruchomić. A siłą, która zmienia człowieka jest miłość.
Skąd ją wziąć?
Św. Andrzej Bobola pokazuje nam, że źródłem miłości jest osobista adoracja Najświętszego Sakramentu. Dopóki sam nie zgiął kolan przed tabernakulum ponosił same porażki. Adoracja zmieniła wszystko w jego życiu. Uwierzył słowom Jezusa przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię a potem przekonał się, że to najlepszy środek walki ze złem w sobie, a także nawiązania osobowej relacji z Jezusem.
Św. Andrzej dzięki adoracji odkrył potrzebę osobowej relacji z Maryją. Zrozumiał, że pobożność maryjna sprowadzona tylko do bezdusznych praktyk nic nie wnosi w życie. Przecież był Jej oddany w duchu Sodalicji Mariańskiej, ale ze złem w swoim życiu nie mógł sobie poradzić. Dopiero, gdy ponowił oddanie i nawiązał relację z Matką Bożą w sposób bardzo świadomy wszystko w jego życiu zaczęło się zmieniać, a on sam stał się dla Maryi narzędziem łaski.
4/ Ta droga duchowa, którą odkrył św. Andrzeja, adoracja i osobista relacja z Matką Bożą, czyż nie potwierdza Matka Boża w Fatimie?
Czy o tym nie mówi objawienie św. Jana Bosko o dwóch kolumnach, które ratują Kościół?
Ale, to o czym mówią objawienia, św. Andrzej odkrył to w swoim życiu, a potem zastosował w pracy ewangelizacyjnej. Prowadził ludzi do adoracji i Maryi.
Dlatego, gdy szukamy nowych dróg ewangelizacji, aby zatrzymać szerzenie się niewiary, odwrócić tręd odchodzenia od wspólnoty Kościoła, Bóg daje nam dziś św. Andrzeja jako wzór do naśladowania. Zastosujmy środki, które jemu pomogły i uczyniły go narzędziem w ręku Jezusa i Maryi.
Adoracja, to środek wypróbowany przez wieki i potrzebny dla życia duchowego. Ci, którzy odważyli się tracić czas przed tabernakulum, zachęcają innych, aby spróbowali to czynić, a wtedy poznają, jak dobry jest Pan. Bo adoracja umożliwia spotkania z Jezusem na wzór ewangelicznej Marii. Jezus realnie obecny pod postacią Chleba wychodzi naprzeciw człowieka, aby Go ubogacić duchowo. Przebywanie sam na sam z tym, który nas kocha pozostawia niezatarty ślad oddziaływania na nasze myśli, uczucia i wolę. Przez adorację Jezus napełnia nas łaską, jednoczy ze Sobą i prowadzi do przyjaźni. Na adoracji dorastamy do mistycyzmu, czyli takiej zażyłości z Jezusem, do której nie sposób przez inne praktyki religijne.
I te owoce adoracji widać w życiu św. Andrzeja. Dlatego z taką żarliwością zachęcał spotkanych ludzi do adoracji Najświętszego Sakramentu. Zresztą sam z ludźmi adorował Najświętszy Sakrament, gdyż uważał, że to Jezus przemienia, nawraca i zmienia człowieka.
5/ Jednak największym owocem adoracji dla św. Andrzeja było odkrycie prawdy na czym polega prawdziwy kult Matki Bożej. Od dziecka był wychowywany do czci Matki Bożej. Potem w szkole w Braniewie pod okiem jezuitów był formowany w duchu Sodalicji Mariańskiej. Tam też 8 grudnia 1608 roku oddał się Jej, jako to było w zwyczaju uczniów tej szkoły. Ale z czasem zrozumiał, że oddanie to było formalistyczne, bezduszne i nie wniosło nic w jego życie. Maryja była na jego ustach, ale nie w sercu. I to zrozumiał na adoracji.
Jezus dał mu odczuć jego zimne serce dla Maryi, a nawet ból swej Matki z tego powodu. Dlatego w nowicjacie u jezuitów z odwagą godną podziwu decyduje się na ponowienie aktu zawierzenia siebie Maryi i obranie Jej za Panią swego życia.
Ten akt otworzył młodego Andrzeja na osobistą relację z Maryją. Przez Nią poznawał wolę Bożą, która pomagała mu w pracy kapłańskiej. Dzięki Matce Bożej i z Jej pomocą siebie uświęcał, a dla bliźnich stał się pewnym przewodnikiem do nieba. Metody jakie stosował w pracy duszpasterskiej i środki jakie dobierał były bardzo skuteczne i pomocne dla ludzi. Dlatego lgnęli do niego, a on wiedział co im dać, aby dotrzeć do umysłu i rozpalić ich serce.
6/ W tym duchu naśladując św. Andrzeja Boboli i z jego pomocą podjąć ewangelizację. Św. Andrzej nie czekał na ludzi w świątyni, ale szedł do ich domów i ewangelizował rodzinę, bo wiedział, że aby otwarli się na Jezusa, wszyscy potrzebują prawdy Ewangelii. Ponadto jego ewangelizacja opierała się na osobistym świadectwie życia. To, co im głosił sam tym żył. I to najbardziej przemawiało do ludzi. Językiem ewangelizacji św. Andrzeja była miłość, która objawiała się i w słowach i czynach.
Przecież nie można komuś pomóc jeśli się go nie kocha. Zresztą, czy tego św. Andrzej nie nauczył się od Jezusa? On Jezusa tylko naśladował.
Ale najważniejsze jest to, że św. Andrzej ewangelizację oparł o adorację i Matkę Bożą. To osobista modlitwa adoracyjna i osobista relacja z Matką Bożą – uczyniła ze św. Andrzeja znakiem Boga, który w nim żyje, dzięki niemu jest obecny pośród nich, przez niego działa i pomaga.
I to najbardziej przemawiało do ludzi. Świadek Boga żywego z nimi się spotyka, do nich mówi i im pomaga, bo pragnie ich zbawienia. A pragnie, bo ich kocha. Tą miłość jego potwierdza jego obecność i to co robi, jak żyje.
7/ Patrzcie i rozważcie, czego dzisiaj potrzebują ludzie. Dobrych i autentycznych ewangelizatorów, którzy nie szukają siebie, ale Jezusa, którzy nie promują siebie, ale Jezusa.
Dopóki Jezus nie stanie się w życiu chrześcijan najważniejszą Osobą w życiu, to wszelkie zabiegi duszpasterskie będą przynosić marne owoce. Świat potrzebuje świadków wiary – uczył św. Paweł VI. Tym świadkiem mam być ja, masz być ty. Nie czekajmy aż ktoś nam ich pośle, ale aby zatrzymać szerzenie się niewiary w narodzie powinniśmy dać świadectwo, że naprawdę żyjemy jako pielgrzymi na tej ziemi. Dopóki w życiu chrześcijan nie będzie widać różnicy między nimi, a niewierzącymi, to niech nas nie dziwi, że dzieci i młodzież nie tęsknią za Bogiem.
Wszystko co dotyczy Boga i wiary zaczyna się w naszym domu.
Słyszałem kiedyś o takim wydarzeniu. Oto mama oznajmia swemu synowi, który chodził do klasy V, że w związku z tym, iż otrzymał słabą ocenę z matematyki będzie musiał zrezygnować z pływania, karate, a także z bycia ministrantem, bo zbiórki i służenie zabierają mu wiele czasu. Dziecko wysłuchało argumentów mamy, a na koniec powiedziało mamie. Wszystkiego możecie mnie pozbawić, ale ministrantem ja pozostanę… trzasnął drzwiami i wyszedł na pole.
Ten przykład uświadamia się skąd się biorą naśladowcy św. Andrzeja. Oni mają właściwą hierarchię wartości. Napełnieni są mądrością, odwagą i mocnym charakterem. Wiedzą czego chcą w życiu. Umieją to wyrazić i bronić tego czego chcą.
Oby takich dzieci było jak najwięcej.
Jeśli takich będzie wielu Polska się odrodzi i pokona trudności.
Niech św. Andrzej nam takich bohaterów wyprosi u Boga. Kościół i Ojczyzna ich potrzebują. Amen