Tyś mą ucieczką i mą radością

Kazanie wygłoszone w Warszawie w sanktuarium narodowym św. Andrzeja Boboli 16 października 2009

 

Drodzy współbracia kapłani!
Kochani, bracia i siostry w Chrystusie!
      Pozdrawiam wszystkich i wyrażam wielką radość z tego modlitewnego spotkania, na którym są obecni mieszkańcy Warszawy, kapłani z Kobrynia i pielgrzymi ze Strachociny. Łączy nas wszystkich, tu obecnych, w tym narodowym sanktuarium, gdzie  Ojcowie Jezuici sprawują pieczę - miłość do św. Andrzeja Boboli. Cieszyć się trzeba, że Opatrzność Boża zgotowała nam tak bogatą ucztę duchową.
Wyrażam też wielką wdzięczność wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się, by to spotkanie w takim gronie mogło się odbyć. Dziękuję wam drodzy Ojcowie Jezuici. Dziękuję Stowarzyszeniu Kultu św. Andrzeja Boboli, z p. Teresą Walewską - prezeską stowarzyszenia. Dziękuję wam wszystkim, którzy tu jesteście.
W Warszawie jest wiele miejsc, które cenimy i kochamy. Jednak to miejsce w Warszawie w którym teraz jesteśmy - jest nam bardzo drogie. To miejsce jest dla nas wyjątkowe. Bowiem tu spoczywają doczesne relikwie św. Andrzeja Boboli. Relikwie, które pomimo, iż mijają lata, można oglądać tylko w tym jednym, jedynym miejscu w srebrnej oszklonej trumnie. Tak, tylko tu w sanktuarium narodowym można patrzeć na poranione ciało Męczennika tak, jak kiedyś w watykańskiej kaplicy patrzył na nie papież Pius XI! Owocem tego patrzenia na relikwie Piusa XI, wówczas bł. Andrzeja Boboli była jego decyzja o kanonizowaniu Boboli, a potem odesłaniu tych relikwii do Polski.

Kochani!

      Od ponad 71 lat chrześcijanie cieszą się, że relikwie św. Andrzeja Boboli są w tym miejscu. To ze względu na te relikwie ściągają pielgrzymi z różnych stron Polski i nie tylko, do sanktuarium Świętego, na ulicę Rakowiecką w Warszawie. Ściągają, by patrzeć na świętość, która u wielu pozostawia trwały ślad na umyśle i w sercu.  Ta trumna nigdy nie wzbudzała i nie wzbudza sensacji. Choć wiemy z historii, że byli tacy ludzie, którzy chcieli uczynić z tej trumny "sensację natury", jednak im się ten zamysł nie powiódł i szybko musieli się wycofać z podjętych planów. Bóg przez te zawiłe dzieje tej trumny czynił ją, coraz bardziej znaczącą w oczach chrześcijan i budzącą pytania dotyczące ojca Andrzeja. Szczególnie w oczach Polaków ciało w tej trumnie stawało się coraz bardziej godne czci i kultu. Rodacy tęsknili za tak przekonywującym świadkiem Chrystusa i czynili wszystko, aby nie tylko ta trumna znalazła się w Polsce, ale by św. Andrzej stał się patronem Polski.

Bracia i siostry w Chrystusie!

      I ziściła się tęsknota Polaków. W roku 1938 Ojcowie Jezuici w Warszawie otrzymali od Boga wielką łaskę, że tu, a nie gdzie indziej znalazła się trumna z relikwiami św. Andrzeja Boboli w Polsce. Przecież takich miejsc było wiele, które by z radością przyjęły tak "znane już relikwie" Świętego w Polsce. Bóg jednak chciał, by tu z Warszawy, stolicy Polski, wzrok św. Andrzeja ogarniał całą naszą Ojczyznę. Stolica Apostolska Ojców Jezuitów w Warszawie wyznaczyła na stróżów "świętości", która przez kilkadziesiąt już lat promieniuje na Polskę. Ojcowie Jezuici od samego początku z wielką miłością otaczają relikwie św. Andrzeja i nawet dramatyczne wydarzenia z czasów ostatniej wojny, jakie tu miały miejsce, nie przeszkodziły Ojcom w trwaniu w miłości do tych relikwii.
To dzięki Ojcom wielu ludzi kocha św. Andrzeja Bobolę i zna jego życiorys. To dzięki Ojcom św. Andrzeja znają Polacy i ma do niego szacunek Kościół. Jakże tu w tym miejscu nie wspomnieć śp. Jana Poplatka. To jego praca służyła, jako materiał dla Piusa XII do napisania encykliki o św. Andrzeju z racji 300 rocznicy jego męczeńskiej śmierci.

Moi drodzy!

      Tutaj do tego sanktuarium przybywają wierzący po to, by umacniać się w miłości do św. Andrzeja Boboli. Tu wszystko o nim mówi i na niego zwraca uwagę. Jak już powiedziałem wcześniej, że jest to wyjątkowe miejsce w Warszawie, gdzie św. Andrzej osobliwie przemawia do ludzi. Ich pociąga ku sobie i Bogu. Ale i staje się też nauczycielem ludzi. Dlatego i my dziś tu jesteśmy. Jesteśmy, by zaczerpnąć nowych myśli i sił do promowania kultu św. Andrzeja. A pomocą w tym promowaniu kultu jest to dzielenie się tym, czym nasza miłość do Świętego się przejawia.
Warszawa ma relikwie Świętego, którymi dzieli się z tymi, którzy wyrażają pragnienie ich posiadania. Kobryń ma piękny obraz Świętego z roku 1855. Strachocina ma drewniane figury, które rozprowadza wśród wiernych.
Dziś tu w sanktuarium narodowym zebraliśmy się tutaj, by tymi naszymi darami podzielić się nawzajem ze sobą. W ten sposób w tym "domu" św. Andrzeja Boboli, jako jego czciciele pragniemy ubogacić się nawzajem tym, co mamy najlepszego z różnych ośrodków "kochających Bobolę." Przez tą wymianę darów umacniamy się w miłości do Świętego, uczymy się tej miłości i szukamy nowych treści dotyczących tej miłości.   

Kochani!

      Oprócz tych materialnych znaków umiłowania św. Andrzeja posiadamy też inne dary, którymi powinniśmy się dzielić, aby wyzwalać w sobie miłość do św. Andrzeja Boboli. I takim darem dzielę się wszędzie, gdzie mam okazję, by promować św. Andrzeja. Z pewnością wielu z was wie, że jestem kapłanem, który jest bardzo zatroskany o kult św. Andrzeja Boboli z powodu osobistych doświadczeń ze Świętym, które miały miejsce w latach 1983-1987. Otóż w parafii Strachocina, gdzie jestem proboszczem, się od roku 1938 objawiał się proboszczom "nieznany duch", który był przez wiele lat kojarzony był z "kimś, kto straszy". Zmieniający się proboszczowie wpierw mówili, że "na plebani straszy", a z czasem w tych "strachockich strachach" widzieli tajemniczą postać o "ciemnej i długiej brodzie, charakterystycznej ciemnej sukmanie - co pozwalało tym, co ją widzieli nie mieć wątpliwości, że to przychodzi kapłan". Brakowało tylko wiedzy, kto to jest?
Jestem w tym szeregu strachocińskich kapłanów, którzy spotykali tą postać. Jestem tym, który nawiązał z nią kontakt. To na moje pytanie: kim jest i czego chce? - odpowiedział: Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie. Ta wiadomość była nie tylko szokująca dla mnie, ale i dla tych z którymi się dzieliłem.
Czy to możliwe, by święci mogli w taki sposób czegoś oczekiwać? Przecież to niespotykana nowina. I z tą "tajemniczą wiedzą" przybyłem tutaj do Warszawy w roku 1987, bo tak polecił mi ks. bpa Ignacy Tokarczuka, mój ordynariusz diecezji. Nie było jeszcze wtedy tego sanktuarium. Ale był wówczas proboszczem ks. Mirosław Paciuszkiewicz. To on pierwszy dał mi wykład o św. Andrzeja i wyjaśniał wydarzenia z jego życia.  To on wprowadził mnie do tej małej jezuickiej kaplicy, gdzie wówczas mieściły się relikwie św. Andrzeja Boboli. On także był pośrednikiem w przekazywaniu relikwii do Strachociny od prowincjała ojców jezuitów w roku 1988. To on napisał książkę pt. Znów przypomniał o sobie św. Andrzej Bobola w Strachocinie, która w nakładzie 10 tys. rozeszła się po całej naszej archidiecezji.

Bracia i siostry!

      Dziś Strachocina, gdzie jestem proboszczem, jest ważnym ośrodkiem szerzenia kultu św. Andrzeja. Mamy w tej miejscowości Bobolówkę, gdzie w latach 1520-1586 mieszkali Bobolowie. Mamy sanktuarium św. Andrzeja Boboli na prawach diecezjalnych, do które z roku na rok nawiedza coraz to więcej pielgrzymów. Mamy świadectwa od tychże pielgrzymów, które świadczą o uproszonych łaskach za przyczyną św. Andrzeja.

Moi drodzy!

      Dzielę się w tym miejscu, wobec tak zacnego audytorium, osobistym doświadczeniem, by powiedzieć, że św. Andrzej nadal działa i w sposób trudny do przewidzenia. Gdy pierwszym razem objawił się Marcinowi Godebskiemu, rektorowi kolegium ojców jezuitów w Pińsku, zażądał, by odnaleziono jego trumnę. To wydarzenie zainicjowało kult w Kościele Powszechnym. Potem objawił się o. Alojzemu Korzeniowskiemu, dominikaninowi, przekazując mu proroctwo o niepodległości i swoim patronacie nad Polską. W wieku XX powiedział mnie, aby zaprowadzić jego kult w Strachocinie.
Dziś wielu czcicielom św. Andrzeja Boboli Strachocina jest tak bliska sercu, jak to sanktuarium w Warszawie. Pielgrzymują do niego wierni na modlitwę i upraszają sobie za jego przyczyną łaski u Boga, czego dowodem są wspomniane już przeze mnie świadectwa. 
Po wielu latach tej osobistej przyjaźni ze św. Andrzejem Bobolą, mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że św. Andrzej każdemu kto zwróci się do niego z prośbą, umie ją skutecznie przedstawić Bogu, a kto cokolwiek dla niego zrobi, potrafi się odwdzięczyć. Wydaje mi się, że jeszcze ma wiele do zrobienia w Polsce. Ale i wiele w naszym życiu. Dlatego z takim zaufaniem i nadzieję, jako pielgrzymi przybyliśmy tutaj, do tego sanktuarium.

Kochani!

      Dzień dzisiejszy jest wyjątkowy także z innych powodów. Kościół obchodzi 31 rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Ci, którzy kochają św. Maksymiliana cieszą się, że 92 lata temu powstało Rycerstwo Niepokalanej.
Dla nas tu zgromadzonych na modlitwie gdzieś jak światło przez szparkę objawia się prawda o tym, że w tych wydarzeniach był obecny  św. Andrzej. Do takiego myślenia zachęca nas Dzienniczek św. Faustyny Kowalskiej, która z początkiem września 1936 napisała:  W pewnej chwili ujrzałam stolicę Baranka Bożego i przed tronem trzech świętych: Stanisława Kostkę, Andrzeja Bobolę i Kazimierza królewicza, którzy się wstawiali za Polskę...(Dz. 689).
Wydaje mi się, że wszystko, co ma związek z Polską św. Andrzejowi jest bardzo bliskie. Dziś oficjalnie się mówi, że wybór Polaka na Papieża przyczynił się do uwolnienia narodu polskiego od wpływów Związku Radzieckiego. Ja mocno wierzę, że w wielu wydarzeniach, jakie mają miejsce w Polsce obecny jest św. Andrzej.

      Na koniec życzę wszystkim, tu obecnym, by dzisiejsze spotkanie umocniło nas w misji, którą mamy pełnić w szerzeniu kultu św. Andrzeja Boboli i umocniło w przekonaniu, że jest to droga słuszna i potrzebna Kościołowi w Polsce i naszej Ojczyźnie. Amen.

 


Copyright © 2011-2024 EB

Jesteś naszym: 493974 gościem.